No to ja Wam coś opowiem:
Dawno, dawno temu... nie no żartuje ale historia prawdziwa, interpretacja dowolna...
Moja znajoma urodziła córkę. Zdrowa, ładna tylko strasznie płaczliwa wręcz ryczek jakich mało. Wszystkie przyczyny zdrowotne wykluczone, nie wiadomo co jest powodem ciągłego płaczu. Koleżanka myśli trzeba jak najszybciej ochrzcić! Chrzciny załatwione, wszyscy liczą na cuda tu lipa... Jak ryczało tak ryczy, kto wie może i gorzej. Koleżanka w rozpaczy powoli cierpliwość się kończy. Już nie pamiętam czy sama na to wpadła czy ktoś jej podpowiedział, że dziecko pewnie ktoś uroczył. Poprychała, pośmiała się ale w końcu mówi, że nie ma nic do stracenia. Wezwała mądrą babę ze wsi. Mądra baba kazała naszykować wszystko co niezbędne. Tak więc było przeciąganie pod stołem, przelewanie jajka nad dzieckiem, plucie na uroki itp. Śmieszne? Śmieszne! Ale po wyjściu mądrej baby dziecko przestało płakać, wszystko jak ręką odjął. Może coś w tym jest?